W niezwykle zmiennych warunkach rozgrywany był niedzielny konkurs w Lillehammer, w którym ostatecznie triumfował Simon Ammann, odnosząc swoje pierwsze w tym sezonie i dziewiąte zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata. Szwajcar pewnie zwyciężył z notą łączną 277,1 pkt. przed Finem Harri Olli (267,6) i niespodziewanie Emmanuelem Chedalem (265). Dla Francuza to pierwsze podium w karierze. Chedal tuż przed konkursem był najlepszy także w kwalifikacjach.
Czwarty był wczorajszy zwycięzca Gregor Schlierenzauer, który wyprzedził młodego Niemca, Pascala Bodmera. Szóste miejsce zajął Andreas Kofler przed dwójką Polaków, Kamilem Stochem i Adamem Małyszem.
Trzech Niemców w pierwszej dziesiątce
W siódmym niebie są Niemcy. Obok Bodmera w pierwszej dziesiątce uplasowali się także Michael Uhrmann (9.) i Andreas Wank (10.). "Mogę być zadowolony z mojego wyniku, chociaż można się było jeszcze trochę poprawić. Nie ma to jednak dla mnie wielkiego znaczenia, gdy warunki są tak ciężkie", komentował Bodmer.
W pierwszej serii skok Schlierenzauera spowodował wstrzymanie oddechu wszystkich kibiców. Austriak nie miał szans ustać swojej próby na niewiarygodną odległość aż 150,5 m, przewracając się przy lądowaniu. Na szczęście nic poważnego się nie stało i Schlierenzauer wystartował w finale. "Jestem szczęśliwy, że nic się nie stało. To był kapitalny skok, ale rozbieg był zbyt długi. Byłoby chyba lepiej, gdyby trener miał możliwość zmiany belki", powiedział Schlierenzauer.
Pointner nie chce walczyć w takich warunkach
Trener Austriaków Alexander Pointner był zły na jury: "Trzeba postawić pytanie, po co rozgrywać takie zawody. Warunki były bardzo zmienne, dobrzy zawodnicy skakali po 100 metrów, gdy mieli zły wiatr, a Gregor przy korzystnym uzyskał 150 m. Nie będę więcej rywalizował w takich warunkach", powiedział szkoleniowiec.
Pierwsza seria, która kilka razy była przerywana, stała jednak na wysokim poziomie. Przed skokiem Schlierenzauera, jego stary rekord skoczni (143 m) pobił Simon Ammann, uzyskując 146 m. W finale jury nie pozwoliło już na tak dalekie loty, zachowując większą ostrożność, ale i tak wielu zawodników miało duże problemy. Do nich zaliczyć można Martina Schmitta, czy Czecha Jakuba Jandę, którym mocne podmuchy wiatru przeszkodziły w uzyskaniu dobrych odległości.
Küttel i Ahonen nie startują - Küttel będzie ojcem
Mistrz świata Andreas Küttel ze Szwajcarii nie wystartował w niedzielnych zawodów, ponieważ wcześniej wyjechał do domu. Celem nie są treningi. Żona zawodnika spodziewa się dziecka. "I hope you did it", krzyknął Ammann do kamery, zdradzając powód absencji swojego kolegi z drużyny. Na starcie zabrakło także Janne Ahonena, który jak już wcześniej było wiadomo, nie zamierza brać udziału we wszystkich konkursach Pucharu Świata. Ponownie w kwalifikacjach odpadli Georg Späth (Niemcy) i Martin Koch (Austria).
Pierwsze punkty zdobył dla Włoch Andrea Morassi, który po pierwszej serii był jeszcze 18, ale ostatecznie spadł na 27 pozycję. Tylko nieco lepiej zaprezentował się Wolfgang Loitzl, który był 24.
Faworyci zdmuchnięci przez wiatr
Dzień po swoim drugim miejscu Thomas Morgenstern musiał się zadowolić 23 lokatą, awansując do finału dopiero z 30-tym wynikiem. Z trudnymi warunkami panującymi na olimpijskiej skoczni w Lillehammer nie poradził sobie również Bjoern-Einar Romoeren. 35 pozycja nie dała żadnych punktów i Norweg nie obronił pozycji lidera Pucharu Świata. Do finału nie awansował także jego rodak Anders Jacobsen, a także Rosjanin Denis Kornilov i Michael Neumayer. Podobny los spotkał Piotra Żylę i Łukasza Rutkowskiego. Bardzo dobre występy zaliczyli jednak Krzysztof Miętus (12), Marcin Bachleda (15).
Nowym liderem klasyfikacji Pucharu Świata jest Schlierenzauer przed 18-latkiem Bodmerem.