01 | Tschofenig, D. | 274.8 | ||
02 | Hoerl, J. | 269.7 | ||
03 | Kraft, S. | 268.0 | ||
04 | Forfang, J. | 264.9 | ||
05 | Deschwanden, G. | 264.4 | ||
Pełne wyniki » |
Reprezentacja Norwegii w składzie Silje Opseth, Anna Odine Stroem, Marius Lindvik i Halvor Egner Granerud wygrała piątkowe zmagania mikstów w Willingen. Drugie miejsce zajęli Austriacy, a trzecie Niemcy. Rozegrano tylko jedną serię, w której na niebotyczną odległość 161,5 metra poleciał Timi Zajc.
To był zdecydowanie najtrudniejszy z dotychczasowych konkursów tej zimy. Nieustanne opady deszczu i silny wiatr sprawiły, że zawody stały się próbą cierpliwości dla pzawodników i jury. Z powodu licznych opóźnień i pogarszających się warunków zapadła decyzja, by zakończyć zmagania po pierwszej serii.
– Mieliśmy dziś sporo frajdy mimo trudnych warunków. Wszyscy oddaliśmy dziś dobre skoki, a o to właśnie walczymy. Zwycięstwo drużyny to coś wyjątkowego, jedno z lepszych doświadczeń, z jakimi można się spotkać w skokach – mówiła Norweżka Silje Opseth.
– To był ekscytujący konkurs. Tu nas prawie powala, muszę trzymać narty, żeby się nie przewróciły. Czuję pewien respekt w takich warunkach. Myślę, że to normalne, patrząć na moją historię. W sumie to fajnie, że w ogóle jeszcze skaczę na nartach. Działa podświadomość, ale będziemy nad tym pracować, żebym mogła przycisnąć gaz. Bo jeśli nie zrobisz tego na tej skoczni, lądujesz blisko. To wyzwanie, które podejmuję i nie mogę się go doczekać – tłumaczyła Eva Pinkelnig, która w 2020 doznała poważnych obrażeń na treningu.
– To były bardzo trudne zawody. Panowały dziś naprawdę ciężkie warunki i dlatego rozegrano tylko jedną serię, którą udało się przeprowadzić jury. Jako drużyna spisaliśmy się świetnie, udało nam się oddać kilka fajnych skoków. Będziemy nad tym pracować, żeby nadal tak się działo – komentował Andreas Wellinger, który tworzył niemiecką drużynę wraz z Karlem Geigerem, Selina Freitag i Katharina Althaus.
Dalekich prób w piątek nie brakowało. Już w pierwszej grupie Japonka Yuki Ito poszybowała sensacyjnie daleko – na 154,5 metra. Niestety, próbę podparła. Ale to nic przy tym, czego dokonał w ostatniej grupie Timi Zajc. Słoweniec dostał silny podmuch pod narty i pofrunął na niewiarygodną odległość 161,5 metra. A poleciałby z pewnością jeszcze dalej, gdyby nie skracał próby. Wybitny lotnik ze Słowenii nie miał jednak szans, aby ustać skok. Wcisnęło go w zeskok i upadł. Mimo tego, nie odniósł żadnych obrażeń. Był jednak zszokowany.
– To szaleństwo. Tylko nieliczni potrafią to zrobić. Wszyscy inni uszkodziliby kolana i wylądowali w szpitalu. Kiedy widzę takie skoki, dostaję gęsiej skórki - skomentował lądowanie Zajca ekspert telewizyjny Sven Hannawald.
Piątkowe zmagania były piątym konkursem mikstów w historii Pucharu Świata.
W Willingen kolejne zmagania w sobotę – indywidualne konkursy kobiet i mężczyzn. Kwalifikacje mężczyzn z powodu silnego wiatru przełożone na sobotę (14:45).