01 | Hoerl, J. | 285.3 | ||
02 | Paschke, P. | 277.8 | ||
03 | Tschofenig, D. | 273.8 | ||
04 | Kraft, S. | 273.1 | ||
05 | Deschwanden, G. | 259.7 | ||
Pełne wyniki » |
W naszej serii "Wywiady Berkutschi" prezentujemy rozmowy z zawodnikami, trenerami, oficjelami i organizatorami zawodów FIS.
Dzisiaj - Eva Pinkelnig (26), austriacka skoczkini.
Pochodząca z Dornbirn w Austrii Eva Pinkelnig pojawiła się w Pucharze Świata minionej zimy praktycznie znikąd. Zaledwie dwa lata po rozpoczęciu przygody ze skokami. W pierwszym w karierze konkursie Pucharu Świata w Lillehammer była 15-ta. Mało? Swój pierwszy sezon Pucharu Świata ukończyła na rewelacyjnym 7-ym miejscu.
Berkutschi: Eva, sezon zakończył się już kilka tygodni temu. Jak minął Ci ten czas?
Eva Pinkelnig: Zaraz po zakończeniu sezonu pojechałam na wakacje, próbowałam ogarnąć to co się minionej zimy wydarzyło. Pozytywne emocje i doświadczenia również należy w sobie przepracować. Od tygodnia trenujemy ponownie z kadrą. Przez trzy tygodnie po urlopie jeździłam na nartach, wspinałam się, chodziłam po górach, grałam w piłkę. Tak po prostu ruszałam się.
Berkutschi: Opowiadałaś swoją historię już pewnie setki, jeśli nie tysiące razy. Ale zapytamy o nią ponownie, ponieważ jest naprawdę wyjątkowa. Jak trafiłaś do skoków?
Pinkelnig: Tak naprawdę to zawsze chciałam skakać, takie moje skryte marzenie. Zawsze wiedziałam, że jak tylko nadarzy się okazja, wykorzystam ją. Nie ważne ile będę miała wtedy lat. We wrześniu 2012 w moim rodzinnym mieście zorganizowano imprezę promującą Olimpijski Festiwal Młodzieży Europy. Była tam wtedy taka mała, mobilna skocznia. Spędziłam na niej cały dzień. Zaproszono mnie wtedy na jeden z treningów. To było końcem września 2012 roku. Jeszcze tej samej zimy skakałam na skoczni 50-ciometrowej, rok później wystartowałam w Pucharze Austrii, w roku 2014 już w Pucharze Świata.
Berkutschi: Czy kiedykolwiek sądziłaś, że uda Ci się wystartować w Pucharze Świata? Czy chodziło tylko i wyłącznie o dobrą zabawę?
Pinkelnig: Pamiętam, że jako dziecko marzyłam o skokach na odległość 100 metrów. Wiedziałam, że to musi być fantastyczne uczucie. Na początku zdeklarowałam się że będę również pomagać w klubie, prowadząc rozgrzewki dla dzieciaków, itp. Nie chciałam już więcej startować. W grudniu 2013 roku nie mieliśmy jeszcze w Vorarlbergu skoczni 90-ciometrowej. Mój trener zaproponował, żebym wystartowała w Pucharze Austrii, po to, żeby poskakać na skoczni normalnej. Tak właśnie zrobiłam. Nigdy nie sądziłam, że to co się później wydarzy zaprowadzi mnie aż tak daleko.
Berkutschi: Jakie inne dyscypliny sportu uprawiałaś zanim zaczęłaś skakać?
Pinkelnig: Narciarstwo alpejskie, startowałam w zawodach FIS, chodziłam do szkoły sportowej. Oprócz tego wspinałam się, grałam w piłkę nożną. Byłam w naprawdę dobrej formie fizycznej kiedy rozpoczęła się moja przygoda ze skokami. Dużo biegałam, również sprinty, miałam więc wyrobioną niezłą szybkość. Było mi dużo łatwiej, kiedy przyszło do nauki techniki.
Berkutschi: Postawiłaś wszystko na jedną kartę, zrezygnowałaś nawet z pracy. Jaki reagowali ludzie kiedy mówiłaś im, że od tej pory będziesz skocznią?
Pinkelnig: Pracowałam w sektorze publicznym, jako wychowawca. Obowiązywał mnie trzymiesięczny okres wypowiedzenia, musiałam więc dość wcześnie podjąć ostateczną decyzję. Odeszłam z pracy w sierpniu 2014 roku. Wtedy daleko mi było do poziomu Pucharu Świata, ale już po pierwszym konkursie wiedziałem, że podjęłam słuszną decyzję. Tylko najbliżsi przyjaciele i rodzina wiedzieli, że trenuję z kadrą. Nie chcieliśmy robić z tego nic wielkiego, więc tym większe było zaskoczenie, kiedy wszystko wyszło na jaw. Rodzina i przyjaciele wspierali mnie od samego początku, zdawali sobie bowiem sprawę, że skoki to było moje wielkie marzenie. Miałam ich pełne wsparcie i wiedziałam, że mogę liczyć na ich pomoc, jeżeli takowa będzie niezbędna.
Berkutschi: Twój pierwszy sezon Pucharu Świata jest już historią. Jakbyś go podsumowała?
Pinkelnig: (śmiech) Nadal nie mogę w to uwierzyć. Było wesoło, mnóstwo świetnej zabawy. Cieszę się, że dołączyłam do skokowego towarzystwa. Lubię skakać na nowych skoczniach, przed sezonem znałam tylko Oberstdorf i Hinzenbach. Fajnie skakało się w Japonii i Słowenii, i w ogóle wszystkich krajach gzie rywalizowałyśmy, no i oczywiście na Holmenkollen. Nie ukrywam, że od początku moim celem było znalezienie się w czołowej 30-tce i start w Oslo. To że mi się udało postrzegam nadal jako pewnego rodzaju cud i nadal trudno mi w to uwierzyć.
Berkutschi: Kiedy zawodnik tak często jak ty ociera się o pucharowe podium, chciałby w końcu na nim stanąć. Czy tak jest i z Tobą, czy póki co wystarcza Ci to co osiągnęłaś?
Pinkelnig: Jak na pierwszy sezon było po prostu wspaniale, osiągnęłam zdecydowanie więcej niż mogłam się kiedykolwiek spodziewać. Teraz, kiedy wiem już jak to smakuje, oczywiście chcę więcej. Dam z siebie wszystko, muszę bardziej skoncentrować się na specjalistycznym treningu skokowym. Ale przede wszystkim chcę oddawać dobre skoki, a przy okazji dobrze się bawić.
Berkutschi: Większość zawodniczek zaczęła swoją przygodę ze skokami w wieku najprawdopodobniej pięciu, sześciu lat. Tobie wystarczyły dwa lata treningu, aby wystartować w Pucharze Świata. Czy zdarza się, że koleżanki ze skoczni spoglądają na Ciebie podejrzliwie?
Pinkelnig: Oczywiście. Ale kiedy człowiek plasuje się w czołowej dziesiątce po prostu o tym nie myśli. Taki jest sport, nie można się o to obrażać. Szczerze mówiąc, nie obchodzi mnie to. Dla mnie to wręcz dodatkowa motywacja, aby po raz kolejny udowodnić, że mój wynik nie jest przypadkiem.
Berkutschi: Znasz teraz bardzo dobrze świat kobiecych skoków. Jaki on jest?
Pinkelnig: To młody sport, ale ma ogromny potencjał. Konkursy są coraz ciekawsze. Rywalizacja coraz większa. Poziom wzrasta praktycznie z konkursu na konkurs. Coraz więcej zawodniczek reprezentuje naprawdę wysoki poziom. Mam nadzieję, że w przyszłości będzie więcej konkursów kobiet podczas Igrzysk Olimpijskich i Mistrzostw Świata, że będziemy miały większe możliwości zaprezentowania swoich umiejętności szerszej publiczności. Nasz dyscyplina ma wielki potencjał, wszystko idzie w dobrym kierunku.
Berkutschi: Kiedy wspominasz o większej liczbie konkursów, czy masz na myśli również konkursy na dużych skoczniach?
Pinkelnig: Oczywiście. W Oslo dobitnie widać było, że czołowa 30-tka świetnie radzi sobie również na dużych skoczniach. Poza tym jak mamy się rozwijać, kiedy nie mamy aż tylu okazji do rywalizacji na większych obiektach.
Berkutschi: Ostatnie pytanie. Jakie tytuły na swój temat chciałabyś przeczytać w prasie w przyszłości?
Pinkelnig: Hmm, to trudne pytanie. W przeszłości zdarzało mi się nie czytać wszystkiego. Ale mam swoje cele. Chciałabym pewnego dnia zostać mistrzynią świata. Ale do tego jeszcze daleka droga.
Berkutschi: Trzymamy więc kciuki i życzymy udanych przygotowań do sezonu.