Lindsay Van została pierwszą mistrzynią świata w skokach narciarskich kobiet. Amerykanka oddała najdłuższy skok dnia wynoszący 97,5 m, przesuwając się w finale z miejsca szóstego na pierwsze. Z 243 pkt. wyprzedziła, Niemkę Ulrike Gräßler (239) oraz Anette Sagen z Norwegii (238,5). "Jeszcze nie wierzę, że to prawda. Cieszę się, że poradziłam sobie z nerwami. Oddałam dwa dobre skoki", mówiła Niemka.
"Nie mogę być szczęśliwsza, to największe osiągnięcie w mojej karierze. Czuję ulgę, że mam to już za sobą i cieszę się, że moja praca przyniosła efekty. Ten tytuł jest również dla tych, dzięki którym ten sport się tak rozwinął przez ostatnie dziesięć lat", mówiła Van.
Trzecia Anette Sagen była zadowolona z występu. "Moim celem było podium i to się udało. Moje skoki nie były perfekcyjne, ale medal to medal. Nie ma znaczenia, czy to brąz czy srebro".
Niezadowolona Iraschko
Faworytka zawodów Austriczka Daniela Iraschko, która dominowała podczas treningów, wypadła poniżej oczekiwań i zajęła czwarte miejsce. 25-letnia Iraschko nie była zadowolona po konkursie: "Rozczarowanie jest ogromne, nie mogłam nic zrobić. W pierwszej serii w torach było dużo śniegu, drugi skok była bardzo dobry, jeden z najlepszych. Nie miałam szczęścia. Nie jestem zadowolona", powiedziała. Piąta była 13-letnia Coline Mattel z Francji. "Zakończyło się coś, do czego przygotowywało się od kilku lat. Jestem wicemistrzynią świata, to jest super", mówiła zdobywczyni pierwszego medalu dla Niemiec, która prowadziła jeszcze po pierwszej serii.
Ciężkie warunki
"Ciężko się skacze. Powstają koleiny", mówiła o trudnych warunkach Jenna Mohr (15.). Gęste opady śniegu utrudniały zawodniczkom konkurs, dodatkowo większość zmagała się z tylnim wiatrem.
Reklama skoków kobiet
Różnice między zawodniczkami były bardzo duże, jednak w serii finałowej czołowa dzisiątka pokazała skoki na wysokim poziomie i dostarczyła wielu emocji. "Myślę, że to była dobra reklama kobiecych skoków. To były piękne skoki. Nie mniej jednak, mistrzostwa świata były udane, chociaż liczyłam, że pójdzie mi lepiej", powiedziała Anna Haefele.