Bez urazów u Tepesów

Utworzono: 14.12.2015 17:14 / sb

To był kolejny trudny weekend. Zwłaszcza podczas drugiego konkursu w Niżnym Tagile to wiatr rozdawał karty.

Jednym z największych pechowców był tego dnia Słoweniec Jurij Tepes. Wszyscy pamiętamy jego spektakularny upadek podczas konkursu lotów narciarskich w czeskim Harrachovie, po którym to natychmiast wstał i w geście triumfu uniósł ręce w górę. 26-latek oddał wtedy rekordowy skok, a upadek, cóż jakby w ogóle go nie obchodził. Śmiałek. Co obeszło Tepesa tym razem to jego skok w serii finałowej niedzielnego konkursu. Tuż po wyjściu z progu Słoweniec trafił na fatalny podmuch powietrza i ledwo uniknął upadku. Szanse na dobry wynik zostały zaprzepaszczone. „To nie skoki narciarskie, to jakaś farsa,” wybuchał już po wylądowaniu.

 

"Byłem rozczarowany"

Na drugi dzień Jurij Tepes ochłonął już z pucharowych emocji. „Byłem rozczarowany, ponieważ dobrze mi się skakało, ale po raz kolejny nie miałem szans na dobry wynik przez warunki atmosferyczne. Mam nadzieję, że w przyszłości będę miał trochę więcej szczęścia. Mój drugi skok był w zasadzie lepszy niż pierwszy. Ale dopadł mnie boczny wiatr i już nie dało się odlecieć,” dodał zwycięzca finałowego konkursu z Planicy.

 

Tata Miran na światłach

Co czyni całą sytuację jeszcze bardziej nieznośną dla Jurija, jest fakt, że jego ojciec Miran Tepes, asystent dyrektora Pucharu Świata Waltera Hofera odpowiedzialny jest za uruchamianie procedury startowej dla zawodników. Oznacza to, że Tepes senior daje „zielone światło” skoczkom w zdefiniowanych przed lub zmodyfikowanych w trakcie konkursu warunkach. 54-letni światowej klasy skoczek, srebrny medalista konkurs drużynowego Igrzysk Olimpijskich z 1988 roku, rozumie frustrację zawodników. „Oczywiście każdy ze skoczków chciałby wystartować w jak najlepszych, najbardziej obiektywnych warunkach, aby w pełni wykorzystać potencjał na który go stać. Warunki podczas drugiego konkursu w Niżnym Tagile do najłatwiejszych nie należały. Przez większość czasu nie mieliśmy wielkich problemów z wiatrem, niestety niekiedy stawało się wręcz niebezpiecznie. Przykro mi z powodu zawodników, którym się nie udało. Ale skoki to sport rozgrywany w warunkach zewnętrznych i takie rzeczy niestety zdarzały się i zdarzać się będą.”

Miran Tepes skomentował również skok swojego syna, „Zdarzały się momenty kiedy boczny wiatr stawał się naprawdę niebezpieczny. Sytuacja była zupełnie nieprzewidywalna. Gdybym był w stanie cokolwiek przewidzieć, nie włączyłbym zielonego światła, dla żadnego ze skoczków.”

 

"Skoczek jak każdy inny"

Jurij nie może liczyć na żadne specjalne traktowanie przez ojca. „Podczas konkursu Jurij jest jednym ze skoczków, jak wszyscy pozostali.” Syn dodaje, „Bywa ciężko, czasami wolałbym, żeby tam na górze kto inny decydował o starcie, ktoś na kogo mógłbym być najnormalniej wściekły.”

Dyskusje w rodzinie są na porządku dziennym. Miran Tepes, „Czasami Jurij przychodzi po konkursie i wypowiada swoją opinię. Bywa bardzo emocjonalnie, czasami stara mi się powiedzieć, jak powinienem był to zrobić lepiej. Muszę żyć z tym, że zawodnicy, którym się nie poszczęściło, obwiniają mnie. Zazwyczaj po pewnym czasie, kilku dyskusjach z trenerami i omówieniu zaistniałej sytuacji uspokajają się. Ostatecznie i tak najlepszy wygrywa, a następnym razem kto inny będzie miał pecha. Rachunki się wyrównają.”

Tepes junior nie kryje czego życzyłby sobie na przyszłość, „Chciałbym, aby w kolejnych konkursach warunki były lepsze, dla wszystkich. Abyśmy wreszcie mieli trochę szczęścia do wiatru.” Jego tata Miran w 100% zgadza się z nim, przynajmniej w tej kwestii.